Kalendarz

niedziela, 24 października 2010

Udana inauguracja sezonu

Spośród osób biorących udział w typermanii BRS, tylko Gorzki postawił na nasze zwycięstwo. Reszta stawiała na zdecydowane bądź bardzo zdecydowane zwycięstwo naszych przeciwników. Było to troche zastanawiające, biorąc pod uwagę nasz ostatni mecz z tym zespołem.

Pierwsze problemy w naszej drużynie pojawiły się już przed rozpoczęciem meczu. Szyba poinformował, że się spóźni, a bracia Zawisze weszli na salę w momencie, gdy skończyła się rozgrzewka. W związku z powyższym na rozgrzewce nie zagraliśmy ani jednej krótkiej, a dodatkowo w pierwszym secie Gorzki zagrał na nie do końca typowej dla siebie pozycji przyjmującego.


Jak to nie typowej? Całą młodość grałem na przyjęciu dopóki Walczak nie uznał, że jako jedyny na wfie umiem odbic piłkę palcami i kazał mi rzucać


Mecz zaczął się marnie. Przyjęcie zawodziło, rozgrywanie psuło to czego w przyjęciu nie udało się zepsuć i przeciwnicy dość szybko budowali przewagę. Na szczęście czas pozwolił nam trochę się ogarnąć i zaczęliśmy powoli odrabiać straty. Powoli okazało się na tyle szybko, że zdążyliśmy przed końcem seta i wygraliśmy tę partię.


Nie przyjęcie zawodziło, tylko Gorzki zawodził na przyjęciu. Na szczęście czym później tym było mniej źle a przeciwnicy byli głupi i mnie nie celowali. Prowadziliśmy juz przy 18:17 a może wcześniej i odskoczyliśmy im na 22:18 ale wtedy zaczęli nas trochę ścigać, na szczęście się udało.


W międzyczasie pojawił się Szyba, który w drugim secie został przez panią trener wystawiony na pozycji środkowego w miejsce Krzysia, a ten z kolei zastąpił dzielnego Gorzkiego na pozycji przyjmującego. Znowu na początku przytrafiło się nam parę błedów, ale tym razem ogarnęliśmy się szybciej. Dodatkowo podbijaliśmy niebywałą jak na naszą drużynę ilość piłek w obronie, a Czajnik kończył wszystko z drugiej linii w sam narożnik boiska.
W efekcie seta wygraliśmy w miarę spokojnie.


Szyba na dzień dobry zrobił nam 3 punkty przewagi zagrywką, które straciliśmy gdy Szyba z boiska zszedł. Potem Maciek wyczyścił cały parkiet broniąc parę piłek i jak sie przestaliście ślizgać to od razu było lepiej.

W trzecim secie Szyba i Krzysiek zamienili sie miejscami. Tym razem od początku przejęliśmy inicjatywę. Obrona działała nadspodziewanie dobrze, blok momentami masakrował przeciwników, a atak również nie pozostawiał nic do życzenia. Przeciwnicy byli coraz bardziej sfrustrowani (szczególnie rozgrywający). Z dość sporą przewagą doszliśmy do piłek meczowych, ale mieliśmy drobne problemu z zakończeniem meczu. Na szczęście w końcu się udało i odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo w pierwszej lidze BRSu.


Nie zapominaj o tym, jak Andrzej ci pokazał jak należy gubić blok. Wystawa meczu.
Do tego najlepiej w obronie grał Maciek, ale najlepsze obrony mieliśmy jak Maciek schodził :D




Oceny:

  • Maciek - 5:
Świetny mecz naszego nowego libero. Dobrze przyjmował, bardzo dużo bronił. Zasłużenie został wybrany MVP tego meczu.

  • Czajnik - 5:
Obawiał się o formę po kontuzji, ale okazało się, że niepotrzebnie. Jego ataki z drugiej linii kompletnie odbierały przeciwnikom ochotę do gry. Zagrałeś już w totka?

  • Mariusz - 4+:
Dobrze w przyjęciu i obronie, trochę mniej widoczny w ataku, głównie przez to, że dostawał mniej piłek. Wyjątkowo mało marudził ;)

  • Andrzej - 4+:
Był ścianą w bloku. W ataku nie miał okazji poszaleć, ale mam nadzieję, że będziemy mieli okazję choć trochę się zgrać. Minus za spóźnienie.

  • Szyba - 4+:
Grał pewnie jako skrzydłowy. Jako środkowy też dawał radę. Spóźnił się jeszcze bardziej niż Zawisze, więc również nie poatakował ze środka.


Jeśli Andrzej dostał minus za spóźnienie to ocena Szyby powinna byc ciut nizsza ;P Ale ja nie narzekam, przynajmniej miałem powód wyjść z domu.


  • Krzysiek - 4:
Przyzwoicie w przyjęciu. Dobrze w ataku na skrzydle. Bez ataków ze środka. Dość specyficznie starał się momentami blokować jedną ręką, o dziwo bywało to skuteczne.

  • Gorzki - 4:
Chyba nie spodziewał się, że zagra na przyjęciu. W ataku nic nie zepsuł, w przyjęciu nie wszystko było idealnie, ale ze swojej roli się wywiązał.


Chyba moja rolą było, żeby nam pozwolili grać i żebym nie psuł serwów bo oni i tak zepsują atak (to akurat działało). Przyjęć więcej zepsułem niż dograłem choćby poprawnie, w ataku omijałeś mnie zupełnie, tak, ze nawet przeciwnicy sie zorientowali, a kiedy juz do mnie zagrałeś to było to tak czytelne, że skoczyli podwójnym. Nie wiem w jakim wszechświecie chcesz ocenić mnie i Krzyśka na tym samym poziomie. Albo Krzysiek powinien być obrażony, albo ja, jeśli uważasz że to co zagrałem było na moje możliwości tym co zagrał Krzysiek na swoje ;P


  • Łukasz - nie pograł przez Mariusza

  • Wini - niech oceni kto inny.



Nie wiem jak tam piłki były, ale nie było chyba źle, a już kiwki były niezłe.


Ogólnie jak na pierwszy mecz, brak treningów i nie zagranie ani jednej krótkiej na rozgrzewce wyszło całkiem dobrze. Nie pamiętam tak dobrego i szczęśliwego meczu w obronie w naszym wykonaniu. Oby tak dalej.

środa, 9 czerwca 2010

Mecz o wszystko: Eter - Żiby 3:1

Większość obserwatorów drugiej ligi spodziewała się w tym meczu zwycięstwa (i to raczej wysokiego) dawnej Banieczki, przemianowanej na Żiby.
Tym bardziej, że nie można się już było spodziewać niefrasobliwego podejścia dawnego pierwszoligowca (jak w meczu z Weź Pigułkę na który stawili się w piątkę). W zależności od wyniku zarówno my jak i Żiby mogliśmy ukończyć rywalizacje na dowolnym miejscu od pierwszego do czwartego.

Zgodnie z tradycją w pierwszy set weszliśmy ospale i bez zaangażowania. Byle jakie przyjęcie, zero ruchu w obronie, nie działający blok - wszyscy starali się nie tylko dopasować, ale nawet przebić Winiowe rozegranie.
Nie chce mi się o tym secie pisać, wszyscy domyślają się, że ten set przegraliśmy sromotnie i tyle niech wystarczy.

W drugim secie nic nie zapowiadało zmiany. Na początek przeciwnicy nam odskoczyli na kilka punktów, doszliśmy ich na 2 w okolicach 13:15 i mogło się wydawać, z e wyrównana walka to wszystko na co nas stać. Dla mnie osobiście najbardziej frustrujące było pranie mózgu jakie mi zaaplikowano (zgodnie z definicją Czajnika, pranie mózgu jest wtedy, kiedy jesteś nagradzany za błędy i karany za to co robisz dobrze). Nie zmyślam i nie przesadzam, ale w drugim secie KAŻDA akcja rozpoczęta moim słabym/niedokładnym przyjęciem dawała nam od razu punkt, w pierwszej akcji. 2 piłki przebite na drugą stronę siatki wylądowały w taśmie i na aucie, za szybka piłka pół metra nad głową Winiego, została przez niego strącona zamieniając się w idealną kiwkę, "antydogrania" poza boczną linie wystawiane przez skrzydłowych kończyły się atakami na rozrzuconym bloku.
Równocześnie wszystkie moje idealne dogrania (wszystkie cztery ;p) kończyły się atakami podbitymi lub (w większości) zepsutymi.

Nie tylko ja miałem z resztą ten problem, wszystkie wystawy Łukasza (taaa, gdzieś w środku seta zmienił Winiego) były złe, albo w najlepszym wypadku takie sobie - co nie przeszkodziło naszym atakującym zacząć ni z tego ni z owego kończyć 90% piłek.

Przebieg seta odmienił tradycyjnie Czajnik. Przegrywaliśmy 19:22, zdobyliśmy punkt, potem Czajnik, 3 zagrywki i prowadzenie 23:22.
Agonia i mozolne wspinanie się punkt za punkt trwały dłuższą chwilę, ale na szczęście nie daliśmy sobie odebrać zwycięstwa, wygrywając coś w okolicach 29:27.

W kolejnym secie zanotowaliśmy kolejny postęp i zaczęliśmy od prowadzenia dość wysokiego - nie pamiętam już 8:3 czy 12:5. Wreszcie nasza gra zaczęła jakoś wyglądać, Szyba wyciągał kiwki, Wygos nie tylko stał się murem nie do przejścia (do czego nas już przyzwyczaił) ale nawet zaczął kończyć - i to widowiskowo - niektóre ataki. Parę podpowiedzi Darii, trochę szczęścia chwilami i nasze prowadzenie nie było ani przez moment zagrożone, mimo, że pozwoliliśmy przeciwnikom zniwelować część naszej przewagi.
Osobiście pamiętam tylko, że przeciwnicy strasznie mnie omijali kiwkami i zagrywkami, na tyle, że między naszym 10 a 20 punktem nie dotknąłem piłki chyba więcej niż 2 razy. Nic dziwnego więc, że gdy nagle zaczęli grać na mnie, mój pierwszy kontakt z piłką skończył się strata punktu - na szczęście kolejne były już ok.
Koniec końców wygraliśmy tego seta w miarę bezpiecznie.

Czwarty set był absolutnie decydujący - kto go wygra, gra w I lidze, kto go przegra gra w barażach.
Zaczęło się świetnie - od prowadzenia 8:3. Chwilę później było 8:7. Obie drużyny przeplatały niedokładne i nie przygotowane akcje w ataku, z zagraniami na czystej siatce lub blokiem rozrzuconym niczym gnój po polu. Zdarzały się sytuacje, gdy do ataku ze skrzydła skoczył tylko Wygos, 1.5 metra od atakującego.

Po którejś z rzędu akcji gdy piłka przeleciała jakąś dziurą w bloku usłyszałem: "Gorzki, proszę cię, żebyś do następnej takiej piłki się rzucił, wszystkim będzie przyjemniej". No co było robić, piłka po bloku przeleciała mi wysokim łukiem nad głową, zrobiłem 4 kroki, wyczyściłem 2 metry parkietu żeby to ładnie wyglądało ale bez nadziei na sięgnięcie piłki i z zamkniętymi oczami machnąłem ręką gdzieś w odpowiednim kierunku. Zdumiewające ale podziałało, piłkę ktoś odbił niedaleko kotary, zdążyliśmy ustawić się do kolejnej akcji, atak zupełnie bez bloku, ale nakręcony wydarzeniem sprzed chwili wiedziałem, że to też wyjmę - i wyjąłem. Gdyby sufit był 20 cm wyżej bym się tą akcją pewnie do końca życia chwalił, a tak..... A tak się chwalę tylko tutaj ;P

Być może jednak Czajnik miał rację i ta akcja uskrzydliła nam drużynę, a może po prostu tak niezorganizowana chaotyczna gra bardziej odpowiadała nam niż przeciwnikom, ale systematycznie budowaliśmy niewielką przewagę i dowieźliśmy ją spokojnie do końca.

Wygrywając mecz 3:1 udało nam się awansować do I ligi.

Kazali mi napisac oceny więc piszę:

  • Wini 3
    grał w swoim stylu. Dodatkowo usiłował zniszczyć Szybę doszczętnie w pierwszym secie. Za kazdym razem gdy rzucał Szybie piłkę za plecy słyszał "blizej siatki" a grał dalej od siatki.

  • Łukasz 3+ (za grę) 4+ (za efekt)
    w końcu piłka nie musi być taka, jaką atakujący by chciał, tylko taka, żeby ją skończył. I to mu wychodziło, ku niezmiernemu zdumieniu przede wszystkim atakujących.

  • Czajnik 5 właściwie samodzielnie uratował nam drugiego seta, założył widowiskową czape Kołtunowi, po której Kołtun żeby uniknąć kolejnego takiego upokorzenia, wolał walić w siatkę.

  • Wygos 4+
    Wygos po prostu postawił ŚCIANĘ nie do przebicia. Dołożył do tego zarąbiastą krótką w trzeci metr, a największą wadę Wygosa - odpuszczanie bloku na lewej stronie - Daria wykryła i naprawiła zanim ją zauważył przeciwnik. Niemniej zdarzaly mu sie wpadki jak przepuszczona między rękami krótka w trzeci metr czy kilka bloków do kótrych nie skoczył lub skoczył zostawiając metrową dziurę.

  • Andrzej 4+
    może mniej widowiskowy w bloku ale za to o wiele bardziej solidny w bloku i w ataku od Wygosa.

  • Szyba 4
    trochę nieruchawy w obronie (pomijając wyjmowanie wszystkich skrótów po lewej stronie), ale nie dał się zniszczyć Winiemu, co więcej, dzięki początkowym trudnościom uratował całkowicie moja grę w tym meczu (widząc, że jest ktoś do kogo inni przyczepią się bardziej niż do mnie, zacząłem grać lepiej). Nie dał się jednak złamać i zaczął grać lepiej stając się w końcu pewnym punktem w ataku.

  • Krzysiek 4+
    przeciwnicy nie byli w stanie znaleźć na niego sposobu.

  • Gorzki 3+ (za grę) 5- (za efekty w drugim secie)
    tak sobie mi się grało, przyznaje bez bicia, ale błędy grube (strata punktu przez zjebanie nie-trudnej piłki) zdarzały mi się raczej rzadko. Można by sie przypieprzyc do mojej postawy w drugim secie, ale śmiem twierdzić, że gdyby nasza skuteczność z piłek dogranych dobrze i z piłek dogranych źle, pozostała bez zmian, a wszystkie piłki dograłbym idealnie, to Czajnik nie dostał by okazji na odwrócenie losów meczu bo seta przegralibyśmy ze 3 piłki wcześniej. Ale czemu się dziwić, gdybym nie miał farta w siatkówce, to w ogóle bym u nas nie grał ;P

poniedziałek, 24 maja 2010

Pracowita Niedziela - Amatorska Plusliga & Eter vs Atlas Copco

Tak się złożyło, że Plusliga wyznaczyła nam mecze na termin, który raczej średnio nam odpowiadał. Z 9 zgłoszonych zawodników mogło przyjść 6-ciu (ewentualnie mogliśmy porwać Gorzkiego z rodzinnej imprezy, gdyby miało nas być zbyt mało).

Dotarlismy z Darią na salę chwilę po 12. Organizatorzy już myśleli, że się nie zjawimy. Ostrzegli nas także od razu, że jeśli drużyny nie będzie punktualnie o 12.30 na boisku, to sędziowie odgwiżdżą walkower.
Postaraliśmy się pogonić wszystkich, na których mieliśmy namiary, żeby się pospieszyli. Niestety pewien środkowy się nie pojawił, ale gdy już mieliśmy przegrać walkowerem, okazało się, że możemy wystawić niezgłoszonego zawodnika.

Jedyną osobą, która mogła się pojawić na boisku jako 6ta była Daria, która nie miała przy sobie żadnego stroju i ominęła ją rozgrzewka. Zdobyła spodenki od Czajnika i koszulkę od Lukasza i wybiegła na boisko ;)

W pierwszym meczu graliśmy ze zwycięzcą pierwszego meczu w naszej grupie. Rozpoczęło się fatalnie, nie wiedzieliśmy jak stać i kto ma co robić. Łukasz nie dosłyszał, że gramy na dwóch rozgrywających itd. Po krótkiej chwili przegrywaliśmy już 3:9.

Wreszcie sie ogarnęliśmy i gra troche się wyrównała, a nawet zaczęliśmy odrabiać straty. Atmosfera po naszej stronie siatki była świetna, przeciwnicy nie wiedzieli zbytnio co się dzieje, a organizatorzy byli mocno zaskoczeni naszą przemianą.
Seta wygraliśmy do 20.

Drugi set od początku toczył się pod nasze dyktando, praktycznie caly czas mieliśmy mniejszą lub większą przewagę. Wygraliśmy do 20 i awans z grupy był o krok. Potrzebowaliśmy jednego seta, aby wyjść dalej.

Po 10 minutowej przerwie zagraliśmy kolejny mecz. Ciężko coś specjalnego o nim powiedzieć. Oszczędzaliśmy siły na kolejne starcie, a przeciwnicy sami oddawali nam punkty. Wygraliśmy 25-17, 25-9.

Kolejne 10 minut przerwy i gramy decydujący mecz. Teraz już wiem, że graliśmy z drużyną, która wygrała w grupie z Bromkiem - pierwszoligowcem z naszej ligi na Białołęce. W mecz weszliśmy bardzo dobrze. Odskoczylismy na kilka punktów i wyglądało na to, że mamy realne szanse, żeby coś ugrać.
Niestety, w pewnym momencie coś się zacięło. Przeciwnicy dogonili nas i pokonali w końcówce do 22. W drugim secie całkowicie odpuściliśmy. Dobra atmosfera gdzieś zniknęła, brakowało chyba wiary i nawet przez moment nie nawiązaliśmy wyrównanej walki. Nie można też zapomnieć o naszej dyspoyzcji serwisowej. Prawdopodobnie więcej zagrywek było zepsutych niż w miarę udanych. Przegraliśmy do 16.


Tak zakończyła się nasza przygoda w amatorskiej pluslidze. Pozostało trochę żalu, bo przeciwnicy zdecydowanie byli w naszym zasięgu, a zwycięstwo w tym meczu dawało awans do głównej fazy rozgrywek i szansę na sporo fajnej gry.

Ocenię tylko tych, którzy nie grali juz potem na Białołęce (+jeden wyjątek).

Daria 5 - weszła na boisko bez stroju i rozgrzewki. Przyjęła bardzo mocny atak na szyję i przyjmowała bardzo duzo zagrywek, praktycznie bez zarzutu. Niestety w ataku nie mogła za wiele zrobić i przez to przeciwnicy w ciemno ustawiali się na drugiej stronie, ale to nie jej wina. Gdyby nie ona to wogóle byśmy nie zagrali. Dodatkowo zrobiła parę fajnych ataków i nie dawała się na siatce.

Wini 3+ - jako, że miałem grać na środku, to na rozgrzewce nie rzuciłem ani jednej piłki, później było widać tego skutki. W przyjęciu wszyscy mnie zasłaniali, niewiele broniłem, a w 3 meczu bardziej przeszkadzałem niż pomogałem.

Wygos (-nieskończoność) - nie pojawił się nic nie mowiąc, mimo że wiedział, iż jest dokładnie 6 osób. Miał wyłączony telefon i nie dało się z nim w żaden sposób skontaktować. Wytłumaczenie, że się nie pojawił, bo zapił dzień wcześniej pozostawię bez komentarza. Totalnie nas olał i raczej ciężko będzie mu odzyskać przynajmniej moje zaufanie.


Głównym pozytywem tempa w jakim rozegraliśmy mecze w pluslidze było to, że przed 15tą było po wszystkim i nasze obawy związane z nie wyrobieniem się na mecz ligowy okazały się bezpodstawne.

Z dużym zapasem dotarliśmy na salę i oczekiwaliśmy na resztę drużyny. Na rozgrzewce okazało się, że frekwencja dopisała, nawet nasz zmęczony środkowy dotarł. W związku z nadmiarem rozgrywających, zająłem się kapitanowaniem i przyglądaniem się grze naszych gwiazd ;)

Na rozgrzewce wszyscy wbijali kołki aż miło. Jedyny problem był z tym jak mamy zagrać.

W efekcie wyszliśmy ustawieniem:
Czajnik na ataku
Wygos i Andrzej na środku
Krzysiek i Maciek na przyjęciu
Łukasz na rozegraniu
Mariusz na libero

Piter zajął miejsce koło Darii przy linii bocznej, a Paweł koło mnie na trybunach. O ile na rozgrzewce wszystko wyglądało bardzo dobrze, o tyle w meczu praktycznie nic nie wychodziło tak jak powinno. Nam wpadały co chwila jakieś dziwne piłki, a przeciwnicy podbijali praktycznie wszystko w obronie. Nic dziwnego, że szybko odskoczyli nam i nie byliśmy w stanie ich dogonić. Ciężko nawet kogoś specjalnie winić po naszej stronie, najzwyczajniej nam nie szło.
W zaistniałej sytuacji, zgodnie ze znaną zasadą, Daria zmieniła w końcówce seta rozgrywającego. Za Łukasza wszedł Piter. Niewiele to jednak zmieniło i seta gładko przegraliśmy.

Na drugiego seta wyszliśmy tak jak skończyliśmy pierwszego, a Łukasz dołączył do zawodników na trybunach. Wreszcie nasze ataki zaczęły wpadać w pole, przeciwnicy zaczęli popełniać błędy, a nasza gra w obronie i przyjęciu stała się dużo bardziej solidna. Cały set toczył się pod nasze dyktando i spokojnie wygraliśmy.

Kolejna partie była bliźniaczo podobna do drugiej. Jedyna rzecz czym się różniła to to, że w końcówce wszedł na boisko zasiedziały na trybunach Paweł (za Maćka) i bardzo dobrze się spisał. Skonczył w ataku co miał skończyć i zrobiło się 2:1 dla nas.

Na trzecią partię Paweł zastąpił Krzysia. Ten set też zakończył się naszym pewnym zwycięstwem. Ogólnie przeciwnicy zagrali bardzo dobre zawody, ale na tak grający Eter było to zbyt mało.

Przejdźmy do ocen:

Mariusz 5+ - marudził przed meczem, że nie chce grać na libero, a jak dla mnie był zawodnikiem meczu. Ustawiał się jak trzeba, nie przeszkadzał innym, odsunął kotarę, gdy była taka potrzeba i praktycznie nie robił błędów.

Czajnik 5 - wrócił stary, dobry Czajnik. W dwóch pierwszych meczach na pluslidze przeciwnicy bali się jak piłka leciała w jego kierunku. W trzecim troche oklapł tak jak cała drużyna, ale swoje punkty nadal zdobywał.
Na Białołęce było po nim troche widać zmęczenie, ale mimo to i w bloku i w ataku był dla przeciwników praktycznie nie do przejścia.
Łukasz 4+ - Całe szczęście, że sędziowie na pluslidze postanowili nie gwizdać podwójnych odbić, bo piłka się z Łukaszem nie do końca rozumiała. Dla równowagi na Białołęce rzucał bardzo fajnie, ale akurat trafił na okres gdy całej drużynie nie szło. Podczas jego pobytu na boisku nie udał się nam ani jeden atak środkiem.

Piter 4+ - Wizualnie jego gra podobała mi się mniej niż gra Łukasza, ale efekty były lepsze. Nawet Wygosowi udało się skończyć atak ze środka. Niestety, żeby regularnie u nas grać powinien się troche bardziej zgrać z naszymi środkowymi. Andrzej krótkie dostawał albo na wysokości głowy albo kompletnie nie w tempo. Dodatkowo musi pamiętać, że w Eterze na lewym skrzydle nie gra Kołtun ;)

Andrzej 4+ - ściana w bloku. Jeśli był na czas w bloku to praktycznie zawsze piłka lądowała u przeciwników pod siatką. Problemy w ataku związane były głównie z brakiem zrozumienia z Piterem, bądź z podwójnym bloku z Łukaszem ;)

Wygos 4- - W bloku trochę słabiej od Andrzeja, w ataku skończył jedną piłkę, ale ogólnie ze swojej roli wywiązywał się nieźle.

Krzysiek 5 - bardzo pewny w przyjęciu przez cały dzień, bardzo waleczny w obronie. W ataku nie aż taki niszczyciel jak Czajnik, ale bardzo niewiele mu ustępował. Do tego wiele razy świetnie ratował piłki po błędach innych zawodników (szczególnie po za szerokich wystawach moich i chyba też Łukasza).

Maciek 4+ - pewny w przyjęciu, w ataku był mniej wykorzystywany. Kilka razy świetnie kiwnął, kilka razy strzelił w aut, ale ogólne wrażenie pozytywne. I na pluslidze i na BRSie spełnił pokładane w nim nadzieje.

Paweł 4+ - podziwiam go za to, że po ponad dwusetowym siedzeniu na trybunach był w stanie wejść na boisko i bardzo dobrze zagrać. Jak trzeba było przyjmował, jak dostawał piłkę to dobrze atakował. Dobrze mieć takiego zawodnika w drużynie.

Daria 6- - dzielnie zagrzewała drużynę do boju i kłóciła się z sędzią, zdejmując presje z zawodników (chyba uczyła się u Mourinho). Zmiany przez nią zarządzone przyniosły właściwy skutek

PS. W związku ze zwycięstwem Żib z Arm Volleyem sytuacja w grupie jest bardzo ciekawa. Między pierwszym a czwartym miejscem w tabeli są 2 punkty róznicy i walka o awans zdecyduje się w przyszłej kolejce. Zgodnie z tym co mówił Tomek, zwycięstwo za 3 punkty powinno nam dać awans do 1 ligi.



Bardziej interesujący jest w tej chwili wynik Weź Pigułkę z KS Siekiera Piła. Żiby powinny mieć 9 punktów, my 8 Arm Volley 7, więc zwycięstwo za 3 gwarantuje nam wyprzedzenie AV i Ż. Natomiast wynik Weź Pigułkę nie zależy od nas ani trochę i jeśli wygrali ostatni mecz to oni prowadzą w lidze, zwłaszcza mając przed soba mecz z Atlasem.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

A kuku czyli Eter - El Dream 3:0

Ponieważ Tomek dał ciała musieliśmy zagrać z El Dreamem w bardzo niewygodnym terminie. Mimo tej drobnej przeciwności losu, jaką jest brak atakującego, brak obu rozgrywających i obecność tylko jednego środkowego - rekonwalescenta który ostatni raz grał w styczniu, do spotkania przystąpiliśmy w dobrych humorach.

Przed spotkaniem powiedziałem Szybie i Pawłowi, że jeśli przez ostatnie 3 miesiące na treningach czekali na ten moment, by powiedzieć "A kuku, tylko udawałem, że jestem bez formy" to to jest ten dzień. I tytuł tej notki wziął się właśnie stąd, ponieważ a kuku było wyjątkowo głośne.

W pierwszym secie zaczęliśmy parę punktów za przeciwnikiem - głównie z powodu kłopotów jakie Wygos i Piter mieli w dogadaniu się ze sobą. Na szczęście Piter sieknął 2 piękne asy dając sygnał do odrabiania strat i w końcówce zbudowaliśmy znaczną przewagę. Wprawdzie przy 24:20 wtopiliśmy 2 punkty z rzędu, ale ostatecznie seta wygraliśmy 25:22.

Drugi set zaczął się odwrotnie do pierwszego - zdobyliśmy kilku punktową przewagę. Niestety seria popsutych zagrywek i trochę rozprężenia pozwoliły El Dreamowi odwrócić losy seta i to oni prowadzili 23:21 oraz mieli dwie piłki setowe, przy 24:23 i 25:24.
Wtedy jednak na zagrywkę powędrował Piter i zdobyliśmy 2 potrzebne do zwycięstwa punkty.


W trzecim secie nie było już żadnych wątpliwości. Najpierw Maciek zaczął grać inteligentnie - a to już znak rychłego zwycięstwa a może nawet końca świata, potem ustrzelił 4 punkty zagrywką i przeciwnicy poddali się, nie stawiając już wielkiego oporu.

Świetnie przez cały mecz funkcjonował blok. Dodatkowo przyjecie sprawiało wrażenie lepszego niż zazwyczaj, chociaż to w większym stopniu zasługa Pitera biegającego 2 razy szybciej od Winiego, niż precyzji przyjmujących.

  • Maciek 5- grał naprawdę fajnie, minus za zbyt wiele głupio zepsutych zagrywek. Poza tym trzymał blok, dobrze atakował, dobrze przyjmował.

  • Mariusz 4+ dostał MVP "za 107% skuteczności w ataku". Szkoda, że nie utrzymał świetnej dyspozycji do końca meczu, w trzecim secie snuł sie trochę po boisku. W dwóch pierwszych setach - najlepszy na boisku.

  • Szyba 4+
    Niesamowite a kuku w wykonaniu Szyby. Nie psuł, puszczał serie groźnych zagrywek w wyskoku, dobrze w przyjącu, nieźle w obronie.

  • Piter 4+ nie mógł się dogadać z Wygosem, ale kiedy przeciwnicy zaczęli do Wygosa skakać w ciemno, w samej końcówce rzucił dwie piłki na skrzydło gubiąc kompletnie środkowego. Poza tym dużo biegał, skakał do bloku i fajnie rzucał.

  • Wygos 4-
    Przeciwnicy nie dali mu skończyć niemal*żadnej piłki. Wygos w zamian niewiele dał skończyć całej drużynie przeciwników. Blok Wygosa to element który przesądził o wyniku w pierwszym secie i widowiskowo pogrążył przeciwników w trzecim - zwłaszcza piłka którą Wygos zczapował dosłownie - uderzyła go od spodu w dłonie ustawione poziomo. Minus za badziewna zagrywkę.

  • Paweł 3+
    Albo miał sporo szczęścia czasami albo naprawdę perfekcyjnie atakował po taśmie ;P Na początku zwalił kilka przyjęć, od tego momentu regularnie celowany zagrywką przez przeciwników przyjmował nie idealnie ale wystarczająco. O wiele gorzej by było, gdyby zaczęli celować po wszystkich i znaleźli jakis naprawdę słaby punkt.

  • Gorzki 3+
    Poprawnie ale bez fajerwerków. Nie zjebałem żadnej łatwej piłki, ale miałem sporo zagrań takich sobie i może jedną piłkę z której mógłbym być dumny.



* Wygos domaga się uznania, że jedną piłkę jednak skończył.

Sytuacja w tabeli:
Musimy zdobyć 2 sety w meczu z Somgorszymi (lub wygrać) by awansować do grupy zwycięskiej.
Poza nami najpewniej awansuje Arm Volley i Weź Pigułkę.

Istnieje możliwość, jeśli Arm Volley przegra z Brofanami (bardzo duże jeśli), że będzie szansa, zeby Somgorsi wyszli ich kosztem, wtedy wypadałoby wygrać mecz z Somgorszymi za 3 punkty.

poniedziałek, 29 marca 2010

Eter - Arm Volley 3:2. Udany rewanż

Troszeczkę łatana drużyna Eteru przystąpiła do meczu z ARM Volley w typowym dla siebie ostatnio ustawieniu z jednym środkowym. Co było nietypowe, to zgłoszenie sędziemu trzech osób "ktoś z tej trójki jest libero".
Na szczęście nie miało to znaczenia, sędzia nie miała okazji się czepiać.

W pierwszym secie po słabym początku (Daria twierdzi, że to przez słabe przyjęcie Czajnika i Mariusza) walka była w miarę wyrównana. W drugiej połowie pierwszego seta seria niedokładnych piłek / nieporozumień w ustawieniu mogła solidnie wnerwić Mariusza, który w krótkim odstępie czasu kilkakrotnie zjebał / nie zdołał uratować zjebanych przez kogoś innego piłek.
Na szczęście dla nas, Mariusz najwyraźniej zdenerwował się na przeciwników, bo gdy dotarł na zagrywkę, nie dał im się piłką pobawić, a nawet jeśli - zabawę wybijali im z głów Andrzej z Czajnikiem.
Przy zagrywce Mariusza odrobiliśmy straty i wyszliśmy na prowadzenie, którego nie oddaliśmy do samego końca seta.

Drugi set pamiętam słabo, więc nie wiem nawet na kogo zwalić winę za niekorzystny wynik w tej partii. Najprawdopodobniej wina Winiego ;P

W trzecim secie Czajnik zarobił MVP. Zagrywał gdzieś od 5:5 do gdzieś koło 15:5, a niektórzy z przeciwników mieli dosłownie panikę w oczach i trzęsły im się ręce. Dzięki olbrzymiej przewadze szansę na pokazanie swoich umiejętności dostał Jastrząb. Przyjął piłkę 3 razy: za pierwszym razem ktoś (nie pamiętam kto) zepsuł wystawę po przyjęciu Jastrzębia mimo komfortowej sytuacji - miał doskonały przegląd pola grając z odległego od siatki narożnika boiska.
Za drugim razem któryś z zawodników w oburzający sposób zepsuł wystawę po przyjęciu Jastrzębia, mimo tego, że mógł się wystawiając spokojnie oprzeć plecami o kotarę rozdzielającą boiska.
Za trzecim razem, nikt z naszych przyjmujących nie zorientował się w genialnym zagraniu Jastrzębia które pozwoliłoby oszukać każdy blok gdyby ktokolwiek pojął genialny zamysł naszego najlepszego - przecież z trybun łatwiej się wystawia, bo stoi się wyżej!.
Obrażony Jastrząb wziął sprawy we własne ręce, siłą woli i groźnym spojrzeniem zmusił przeciwnika do zepsucia zagrywki, po czym obraził się na nas i opuścił salę wracając do swej ulubionej roli pantofla. ;P

Czwartego seta znowu nie pamiętam, więc mam nadzieję, że Daria coś o was przykrego napisze. Pamiętam tylko, że w jednej z ostatnich akcji Czajnik dostał wysoką, wolną, sygnalizowana piłkę na szóstą strefę, bez większego trudu wybronioną przez przeciwników.
Nikt, kto był "u państwa Szyszków" po meczu, tej akcji nie zapomni.

W piątym secie zaczęło się dziać bardzo źle. Losowe przyjecie (znaczy się w miarę albo złe) uzupełniał Wini wystawami (tak jak przez cały niemal mecz) zbyt niskimi, zbyt niedokładnymi, a najlepiej jedno, drugie i na podwójny blok równocześnie.
Przeciwnicy prowadzili 8-4 przy zmianie stron z tej szczęśliwej (na której wygrywaliśmy sety) na pechową (na której przegrywaliśmy) z wystającym kawałkiem ścianki wspinaczkowej.
W tym momencie Wini bohatersko zmobilizował się przy pomocy jednostronnej wymiany opinii z Darią i po krótkim pościgu został bohaterem końcówki. Przy stanie 12:13, dzięki swojej niebagatelnej posturze był w stanie powstrzymać instynktowny odruch uchylenia się przed piłką oraz perfekcyjnie zamortyzować klatą atak przeciwnika.
Przy 13:13 głośnym (choć odległym) tętentem dał Krzysiowi znać, że to on ma piłkę przerzucić na skrzydło do Czajnika.
W ostatniej piłce zabłysnął najmłodszy w drużynie, zdobywając piękny punkt i kończąc set i mecz.

Oceny - jak zwykle niesprawiedliwe, subiektywne i opierające się na tych urywkach, które przypadkiem zapamiętałem.
Każdy może tu wpaść i dopisać swoje

  • Czajnik 5 marudził trochę po meczu, również na to, że z jednym środkowym grać nie lubi. Widocznie chciał przygwiazdorzyć drugą linią częściej niż czasem z szóstej strefy. Daria narzeka na jego przyjęcie (nic dziwnego biorąc pod uwagę jego koślawe łapy), ale to co wyprawiał na zagrywce i atak piłki zza pleców robią wrażenie.

  • Mariusz 4+
    "Mariusz źle przyjmował"
    "Masz na myśli jak na niego?"
    "no tak"
    "czyli i tak najlepiej w drużynie?"
    "no tak".
    Poza tym to on był na zagrywce w naszym najlepszym ustawieniu. Daria ma trochę pretensji do niektórych obron czy przyjęć, ale tak po prawdzie nie mogę sobie przypomnieć niczego za co chciałbym mu obniżać ocenę.

  • Andrzej 4+?
    Sorry, nie umiem oceniać środkowych. na pewno skakał do bloku o wiele skuteczniej od Winiego, ale szczerze - to nie do Winiego należy Andrzeja porównywać, nieprawdaż?

  • Krzysiek 4+
    To on tak naprawdę rozstrzygnął tie-breaka, a wcześniej kończył piły niekoniecznie do skończenia

  • Tomek 4-
    Tym razem chyba wybrał opcję "nad tym białym" a nie "przez to czarne". A tak na serio, dobrze grał, zwłaszcza jak się go postraszyło zmianą i przestał psuć zagrywki.

  • Wini 2+
    Plusik za obronę w końcówce tie-breaka. Złe decyzje, katastrofalnie czytelna gra, praktycznie nieobecny w bloku, niezrozumiały upór w graniu dyszlem, wynikający a) z małej szybkości, b) z niezdolności do ugięcia kolan. Która wynika z tego, że Wini gruby jest i ma popsute kolana. Które ma popsute bo jest gruby. Bo musi dojadać to czego Daria nie da rady zjeść. Wszystko wina Darii, wniosek z tego.

  • Jastrząb 0
    100% kontaktów Jastrzębia z piłką kończyło się punktami dla przeciwników.

środa, 17 marca 2010

Mistrzowie Rozgrzewki - WTF Team 2:3

Przegraliśmy. To z resztą nie jest szczególnie dziwne. Idealnie sprawdziła się Dariowa teoria, ze drużyna z niższym składem szybciej się męczy.
Dwa pierwsze sety wygraliśmy może nie łatwo ale jednak. Duża w tym zasługa dziewczyn, zwłaszcza 5 asów Ani i 2 bloków Ewy.

W trzecim secie już jednak wyraźnie brakowało sił (mi zwłaszcza) i zapału (Michałowi).

Czwarty i piaty set to już porażka kompletna.

Nic to, bywa. Pozostaje rewanż.
WTF Team jest typem ekipy, która nam wyraźnie nie leży - wysocy, skaczą równym, agresywnym blokiem, atakują mocno i z dużego zasięgu - nie da się z taką ekipa wygrać wystawiając w bloku mnie, Anię i Dzikiego.
Na rewanż trzeba będzie coś obmyślić.

Na razie czeka nas mecz z Gringos (31 marca o 16), a potem trzeba będzie sprać Ariel (21 kwietnia) za ich chamskie i głupie komentarze pod naszym adresem. Liczę na lepszą frekwencję na kolejnych spotkaniach.

Eter - Brofani 3:0

Nie chce mi się pisać o tym meczu, bo brofani byli cieniem zespołu z zeszłego roku. Zespołu który i tak dopiero w barażach obronił się przed spadkiem.

Niemniej jest jakaś nadzieja. Andrzej, Mariusz i Maciek zagrali mniej więcej to co mieli zagrać, jeśli uwzględnić aktualny stan formy to Szyba też nie zawiódł.
Po Winim i Łukaszu spodziewałem się trochę więcej, jeśli chodzi o mnie - koszmar i tragedia, no ale głupi ma szczęście i moje złe przyjęcia zazwyczaj ktoś zamieniał na punkt.

Za to najmłodszy w ekipie w pełni zasłużył sobie na MVP i co najważniejsze przestał przepraszać za każdą akcję - tak trzymać!

Wraca Czajnik, ale niestety na wtorkowym treningu straciliśmy na dłużej Łukasza....

środa, 10 marca 2010

SLS - koniec pierwszej rundy

Disclaimer:
Dzisiaj będzie dużo samochwalenia, bo, mówiąc szczerze, niezbyt mnie interesowała gra innych :P

Mistrzowie Rozgrzewki pewnym zwycięstwem z Mocnym Atomem zakończyli fazę wstępną drugiego (i prawdopodobnie ostatniego)sezonu SLS.

Sam mecz nie stał może na wysokim poziomie ale mógł się podobać. Żadna ze stron nie posiadała w składzie nadmiaru zakapiorów bijących kołki w trzeci metr. Dzięki temu długie wymiany z kilkoma piłkami ratowanymi w trudnej sytuacji były częstym widokiem.

Przebieg meczu można było przewidzieć na podstawie sytuacji w tabeli. Mistrzowie Rozgrzewki zagrali jak drużyna lepsza, której troszkę mniej się chce, chociaż i tak nie ma prawa to spowodować żadnego zagrożenia.

W pierwszym secie wszystkie wątpliwości rozstrzygnęły się kiedy powędrowałem na zagrywkę przy stanie 7:9. Wykorzystałem fakt, że słabe i mocne punkty przeciwników znam lepiej niż oni sami i serią kąśliwych zagrywek przeplatanych ze szczęśliwymi pomogłem wyprowadzić nas na 15:9.
Po tym przeciwnicy nie bardzo chcieli się pozbierać, o czym świadczyć może jeszcze jedna statystyka - podczas całego seta rozgrywałem piłkę 3 razy. Naprawdę nie było potrzeby konstruowania akcji. Pewnie dlatego trudno mi cokolwiek powiedzieć o grze pozostałych - po prostu z seta nie było czego zapamiętać.

Drugi set przyniósł zupełną odmianę sytuacji. Zwolennicy tezy, że Gorzki jest najlepszą maskotką na świecie przypiszą odmianę temu, że po zmianie przez Dzikiego poszedłem sobie pokonwersować z Łukaszem. Zaplute karły reakcji zwące się niesłusznie realistami będą się upierać, że to Marcin "Szyba" Szybiński, spóźniony jeden set, omal nie odmienił losów spotkania.
Chciałbym jednak zaznaczyć, ze wstępną przewagę 8-3 Mocny Atom wypracował sobie zanim Szyba pojawił się na boisku ;P Zawiódł tu zwłaszcza Marcin nie wyjmujac łatwych piłek podsuniętych mu jak na tacy przez Michała (*)
Drugi set był najbardziej zacięty w tym spotkaniu, odrobiliśmy straty dzięki dobrej grze Jakubka i świetnej postawie Marcina oraz geniuszowi taktycznemu Ani, która przez pół seta rzuciła tylko jedna piłkę do Lolka.
Podziękowania należą się też sędziemu za pobłażliwość w gwizdaniu niesionych piłek gdy rozgrywał Dziki ;P
Niestety w końcówce znowu przytrafił nam się przestój spowodowany niemocą w wyprowadzeniu akcji (przyjęcie było poprawne, a punkty i tak uciekały). Przy stanie 17:19 Dziki poprosił o czas, grzecznie skonsultował się ze wszystkimi i sięgnął po maskotkę. Pierwsza zagrywka po czasie, sprytny skrót, powinna skończyć się punktem dla "chemików", ponieważ haniebnie zaspałem. Na szczęście po drodze piłka zahaczyła o siatkę, podbiło ją do góry, dzięki czemu sejsmografy mogły zarejestrować mój upadek zanim piłka spadła do końca dzięki czemu zamiast od gleby odbiła się od mojej przypadkowo wystawionej kończyny górnej ;P.
Głupi to ma jednak szczęście i dzięki tej akcji zdobyliśmy punkt. Do końca seta Dziki nie pozwolił już żadnej piłce na wpadnięcie w boisko czyniąc resztę drużyny bezrobotną w obronie. Co najwyżej zajętą uciekaniem mu z drogi.

W trzecim secie kazałem Dzikiemu pozostać na boisku - chciał zrzucić z siebie odpowiedzialność ustępując mi miejsca na parkiecie w połowie seta.
Wszystko wskazywało na to, że trzeci set zakończy się szybko i bez sensacji. Wprawdzie Marcin wpadł w dołek i zagubił gdzieś swoją świetną dyspozycję, ale jego problemy były tylko chwilowe.
I kiedy już kibice zaczęli wstawać z krzesełek i kierować się do wyjścia, a na tabliczce z wynikiem pojawiło się 24:17, Mistrzowie Rozgrzewki postanowili się podrażnić z przeciwnikiem.
Efekt - w 4 akcjach 3 razy Jakubek dostał piłkę na drugą linię - z czego 2 razy walnął w siatkę, a raz delikatnie odbił piłkę do przeciwników.
Zapowiadało się, że może dojść do niespodzianki, ale przy stanie 24:23 Szyba nie dał rady udźwignąć odpowiedzialności i fatalnie przestrzelił swój atak kończąc cały mecz.

Dzisiaj zamiast ocen przyznaję tytuły:
  • Marcin - Najlepiej Dysponowany Gracz
    Zazwyczaj opinię Marcina o dobrych elementach jego gry należy podzielić przez 2, o złych elementach jego gry pomnożyć przez 2. Tym razem jednak kilka razy zasłużył na owację na stojąco od wyrafinowanej publiki tego spektaklu (znaczy się ja i Łukasz ;P).

  • Jakubek - Najbardziej Przydatny Gracz
    Nie dlatego że sam grał najlepiej w drużynie. Ale swoją obecnością na boisku przestraszył przeciwników wystarczająco, by pozostałym grało się łatwiej.

  • Dziki - Najbardziej Wszechobecny Gracz
    W sumie równie dobrze mógłbym go nazwać graczem najbardziej samolubnym - niesamowita była zwłaszcza akcja, kiedy Dziki 4 razy atakował przechodzącą piłkę. Tak długo, aż przeciwnicy się zmęczyli i walnęli w siatkę ;P Poza tym szpanował padami przy odbierze i zabierał cudze piłki, wszędzie było go pełno. Sędzia pobłażliwie traktował tą obrazę dla odbicia palcami którą Dziki stosował zamiast rozegrania, ale efekt końcowy był bardziej niż zadowalający.

  • Ditt - Najmocniej Atakujący Gracz
    Najmocniej nie znaczy najlepiej zwłaszcza gdy przechodzącą piłkę bez bloku wali się tak, by odbiła się od taśmy i trafiła Anię w głowę ;P Przyznaję, ze z gry Ditta zapamiętałem najmniej, może dlatego, że grał to do czego nas przyzwyczaił - nie przeszkadzał innym w obronie (w przeciwieństwie do Dzikiego) i walił mocno z wysokiego pułapu.

  • Lolek - Najbardziej Niebezpieczny Gracz
    Szkoda, że najbardziej niebezpieczny również (głównie) dla nas. Wprawdzie swoje dołożył, zwłaszcza czapy stawiał fajne, ale nigdy nie było wiadomo kiedy odstawi kolejny ze swoich popisowych numerów - takich jak po co przyjmować tą lekką zagrywkę na palce skoro mogę ją złapać?

  • Ania - Najmądrzejszy Zawodnik na Boisku
    moim zdaniem (ale to nie ja od niej piłki dostawałem) rozgrywała bardzo fajnie i rozdzielała piłki tam gdzie były potrzebne. Nie bała się wykorzystać Marcina, widząc, ze ma on dzisiaj dzień, omijała Lolka, skoro był nam potrzebny regularny niezły atak zamiast jednej niesamowitej piłki na 3 próby. (a poza tym, skoro to mój post to mogę pisać co zechcę więc dokładam Ani tytuł Najładniejszego Zawodnika na Boisku.)

  • Gorzki - Największy Wyjadacz Parkietów
    Tak, jestem stary, gruby, wysiadają mi kostki i kolana, nie mam formy, refleksem nie zaimponuję nawet szachiście, wyskokiem prędzej przebiję podłogę niż sięgnę do kosza. Może i na rozgrzewce rzuciłem 4 fajne piłki na 20 prób. I może kondycji starcza mi przeważnie na półtora seta. Ale za to kiedy trzeba, kiedy to jest naprawdę ważne, byłem praktycznie bezbłędny (zepsułem jedno przyjęcie na dzień dobry). W całym secie dostałem tylko 3 piłki do wystawienia - ale były dokładnie takie jakie miały być i dokładnie takie jakie chcieli atakujący. Na pole zagrywki powędrowałem raz i wysłałem 8 kąśliwych piłek z których wyprowadzili tylko 2 w miarę przyzwoite akcje. Wszedłem na boisko w trudnej sytuacji po serii punktów dla przeciwnika i od razu wyjąłem nieprzyjemna piłkę. Wychodzi z tego, że im mniej gram, tym lepiej to robię ;P


Nie znam wyniku ostatniego spotkania, ale przyjecie wyniku 3-0 dla Ariel Formuła jest raczej bezpieczne.
Wklejam więc tabelkę z takim założeniem:














Zespół Win loss S+ S- Ratio
Mistrzowie Rozgrzewki 6 1 20 5 4,00
Gringos 5 2 19 11 1,73
Ariel Formuła 5 2 16 10 1,60
WTF Team 4 3 16 11 1,45
Geowalenie 3 4 14 14 1,00
Mocny Atom 3 4 11 14 0,79
Grzmot 2 5 6 19 0,32
Bombardierzy 0 7 3 21 0,14


(*) Sytuacja z drugiego seta jest co oczywiste winą Marciną. Jak Marcin stojąc 4 metry od bocznej linii mógł nie wiedzieć, że delikatna piłkę zmierzającą w narożnik boiska Jakubek przepuści w stylu Kuszczaka - czyli w ostatniej chwili zabierając ręce? :D

środa, 3 marca 2010

SLS - sytuacja

O meczu Mistrzowie Rozgrzewki - Geowalenie nic nie napiszę, bo nie warto. Nie chciało mi się po meczu, nie chce mi się i teraz.

Z kronikarskiego obowiązku wpiszę tylko wyniki:
Wygraliśmy z Geowaleniami 3:0
Ariel wygrał z Grzmotem 3:0

Dzisiaj Mocny Atom dostał walkowera w meczu z Bombardierami.
WTF Team wygrał z Gringos 3:2

Konsekwencje tego są następujące:
Wygraliśmy pierwszą rundę. Koniec kropka, niezależnie od wyniku naszego ostatniego spotkania.
Mocny Atom musi z nami wygrać i liczyć na porażkę Ariel Formuła z absolutnie najsłabszą drużyną w lidze - Bombardierami. Z drużyną, która nie była w stanie zebrać dziś składu.
Oczywiście cuda się zdarzają, więc Mocny Atom postanowił zadbać o swoje i na wszelki wypadek, grając o nic załatwili najlepszego z bombardierów.
Tak na wszelki wypadek.

Za tydzień gramy z Mocnym Atomem. My o honor, oni o 2 godziny złudzeń dłużej ;P


PS tabelki mi się wklejać nie chce.

środa, 17 lutego 2010

Mistrzowie Rozgrzewki - WTF Team

Przyznaję bez bicia, obawiałem się trochę tego spotkania. Groziło nam pojawienie się w piątkę, a przeciwnik zajmował przed meczem pewne trzecie miejsce w tabeli.

Na szczęście udało się ściągnąć Pawła, Dziki dał radę dotrzeć i mogliśmy co nieco pozmieniać nawet.
Przeciwnicy zaś przyszli w pięciu.
Oczywiście Dziki po dżentelmeńsku zrezygnował z walkowera, chociaż nie starczyło mu ferplejstwa na to, by zasugerować, że skoro przeciwnicy grają w osłabieniu, to my zrezygnujemy z czteropunktowego bonusu za obecność kobiet na boisku.

Zaczęliśmy źle - daliśmy przeciwnikom odrobić cztery "darmowe" punkty. Na szczęście delikatne straszenie to wszystko na co było stać przeciwników w tym secie. W polu co się dało wyjąć wyjęliśmy, dziewczyny rzucały poprawnie, a po kilku piłkach wiedzieliśmy już gdzie najlepiej szukać dziur w niekompletnej obronie przeciwnika.
Wygraliśmy seta do 15.

W drugim secie odskoczyliśmy już na początku. W ramach eksperymentu zmieniłem Anię celem podwyższenia bloku, co zaowocowało serią punktów. Dla przeciwników. Na szczęście przewaga okazała się wystarczająca i wygraliśmy seta do 19.

W trzecim secie Ania uznała, że posiedzi dalej. Wyglądało na to, że kontrolujemy sytuację, utrzymując czteropunktowe prowadzenie. Mimo słabszej gry ratowały nas głupie sytuacyjne piłki jak piłka odruchowo odbita przez Dzikiego, którą podbiłem tzw śródręczem wystawiając lolkowi najlepszą szybką piłę w całym secie ;P
Seria głupich błędów pozwoliła przeciwnikom zbliżyć się najpierw na 19:21, a po zepsutym przez Dzikiego przyjęciu na 23:23. Próbując grać na pewniaka Ania dwa razy rzuciła piłę do Pawła. Efekt? środek siatki i dolna taśma oraz przegrana do 23.

W czwartym secie jednak wszystko wróciło do normy. Marcin wreszcie doczekał się takiej piłki o jaką prosił przez dwa sety i odwdzięczył się dwoma asami. Ewa dołożyła dwie czapy i swoje na zagrywce, mi wyszedł jakiś wyblok a nawet zdobyłem wreszcie punkt - celnym skrótem. Wprawdzie planowałem walnąć mocną zagrywkę, ale punkt, to punkt, nie?
Seta wygraliśmy spokojnie do 13.


A co mi tam znowu sobie pooceniam:
  • Paweł 4 Szczerze powiem - spodziewałem się więcej. Widać, że myśli a nie bije na pałę, umie trafić tam gdzie trzeba, dobrze skacze w bloku, ale jakoś tak bez ikry snuł się po boisku, jakby grał z nami pierwszy raz w życiu. Ale swoje zrobił, trzeba przyznać.

  • Lolek 3+ Za dużo gada. Potrafi zdobyć ważny punkt widowiskową czapą, walnąć piłkę nie do obrony. Tylko równie dobrze może się w ostatniej chwili uchylić (dobrze, że Wygos mnie wytrenował jak takie brać), krzyknąć "moja" i się odsunąć czy przyjąć lekką piłkę prosto w ziemię.

  • Dziki 5- latał po boisku jakby ktoś mu terpentyny w gacie nalał. Widać, że magiczne soczewki od Ewy swoje zrobiły. W ataku mądrze i w miarę skutecznie, miał chyba najwięcej bloków z całej drużyny.

  • Marcin 4 w pierwszym secie wyglądał jakby tylko czekał komu by tu jebnąć. Jednak w miarę upływu czasu odnalazł się na boisku i znalazł sweet spot - kierunek po którym puszczał 3/4 ataków i którego przeciwnicy w ogóle nie umieli wyłapać.

  • Ewa 4+ Ciężko mi ją oceniać bo dostałem od niej jedną piłkę (kiepską). Jednak chłopaki chyba nie narzekali, a zagrywką i blokiem dołożyła co nieco.

  • Ania 4+ chyba fajnie rozgrywała, skoro gdy zeszła z boiska od razu nam siadła gra. Zagrywka, zwłaszcza w pierwszym secie - pierwsza klasa.

  • Gorzki 3+ nierozgrzany omal nie zawaliłem drugiego seta. kontakty z piłką w bloku przez pierwsze półtora seta można policzyć na palcach jednej ręki. Zagrywki nie zepsułem żadnej ale niczego nią nie wniosłem. Broni mnie jedynie odrobina szczęścia w obronie i to, że z każdą kolejną piłką rzucałem lepiej.


Istnieje jeszcze teoretycznie szansa na to, że 4 drużyny skończą z 4 zwycięstwami i zajmiemy 5. miejsce w pierwszej fazie, ale nie wydaje mi się to prawdopodobne. Przeciwnicy musieliby idealnie się zgrać ze swoimi wynikami, a i tak wystarczy nam zdobyć jeszcze 2 sety w dwóch meczach, żeby być pewnymi awansu.

Aktualna tabela:









Miejsce Drużyna Zwycięstwa przegrane Sety ratio
1 Gringos 5 1 17 8 2,13
2 Mistrzowie Rozgrzewki 4 1 14 5 2,80
3 WTF Team 3 3 13 9 1,44
4 Geowalenie 3 3 14 11 1,27
5 Ariel Formuła 3 2 10 10 1,00
6 Mocny Atom 2 3 8 11 0,73
7 Grzmot 2 4 6 16 0,38
8 Bombardierzy 0 5 3 15 0,20

piątek, 12 lutego 2010

Podsumowanie sezonu

Przegrana 3:1 z ADS Wolta i walkower z Atlasem Copco zakończyły kolejny, siódmy już sezon Eteru w lidze.

Postawiony cel minimum - miejsce w pierwszej połowie tabeli - udało się zrealizować bez trudu. Niestety sezon pozostawił po sobie spory niedosyt.

Zagraliśmy jeden świetny mecz - z KS Siekiera Piła. Wygraliśmy z Brofanami i z Weź Pigułkę. Nie udało się pokonać Volupa i Arm Volley. I sromotnie odpuściliśmy Krewetkom i Wolcie.

Problemy w drugiej części sezonu możemy próbować tłumaczyć kontuzjami - wyeliminowało nam atak, 2/3 bloku i rozegranie - sorry Piter, ale jeśli rzucasz do mnie piłki jak dla Czajnika, to znaczy, że za rzadko bywasz na treningach, a jako rozegranie się nie liczysz ;P
Ale takie usprawiedliwianie się to tylko oszukiwanie tego komu będziemy wciskać ten kit. Bo tak naprawdę, to chyba zabrakło motywacji. Dlatego przegraliśmy mecz z Krewetkami - bo był o nic i nikomu nie zależało. Dlatego polegliśmy w czwartym secie z Woltą - bo zamiast grać zaczęliśmy się wygłupiać, skoro i tak już po ptokach...

Jednym z objawów jest frekwencja na treningach. Z 10 osób które miały bywać regularnie, średnio zjawiało się pięć i pół. Najlepszą frekwencję mieli Paweł, Wygos, Szyba, Mariusz i Wini. Ilość wtorków które uczciwie można nazwać treningami była bliska zeru. Od początku listopada było mniej treningów na których znalazłby się:
minimum jeden środkowy + minimum jeden libero albo 2 środkowych
minimum jeden rozgrywający
minimum 2 przyjmujących (dzięki Pawłowi i Szybie ten punkt nie był problemem)
atakujący (zazwyczaj Mariusz)

niż treningów gdzie takiego zestawu nie dało się uzbierać.
Taki układ naprawdę nie ma sensu.

Mam nadzieję, że znajdziemy jakiś replacement za Jastrzębia i Wilqa, frekwencja się podniesie i po najbliższym sezonie będziemy czuć satysfakcję zamiast niedosytu.

Na koniec pooceniam was na pożegnanie. Oczywiście oceny w pełni subiektywne:

  • Mariusz 5
    5- za frekwencję na treningach
    5 za frekwencję na meczach
    5 za grę
    Ok, marudzi strasznie i ma minę wiecznie niezadowolonej primadonny czym wkurza wszystkich, zwłaszcza na treningach. Ok, spieprzył mecz z ADS Woltą. Ale poza tym, był wtedy kiedy potrzeba i zawsze należał do najlepszych na boisku, nawet jeśli nie był tym jednym jedynym który wybił się na tyle, żeby dostać MVP.


  • Paweł 4+
    5+ za frekwencję na treningach
    5 za frekwencję na meczach (nie przyszedł tylko na ostatni w którym dostaliśmy walkowera ;P)
    4 za grę
    Cichy (za cichy), pracowity, może nie zachwyca, ale swoje robi. Najbardziej wtopił mecz z Arm Volley.


  • Wygos 4+
    4+ za frekwencję na treningach
    5 za frekwencję na meczach
    4 za grę
    Jedyny środkowy któremu starczyło zdrowia.


  • Szyba 4+
    4+ za frekwencję na treningach
    5 za frekwencję na meczach
    4 za grę
    To był jeden z najgorszych sezonów w wykonaniu Szyby. Miał mecz w których szło mu gdzieś między tragicznie a strasznie. Męczył się, szukał formy. Zdarza się. Na szczęście wszystko wskazuje na to, ze w następnym sezonie będzie lepiej.


  • Czajnik 4
    3- za frekwencję na treningach
    3+ za frekwencję na meczach
    5+ za grę
    Czajnik to klasa sam dla siebie. Póki rozumie się z Winim, jego rzadka obecność na treningach nie wpływa znacząco na jego grę, ale jego obecność na treningach z pewnością by pomogła wszystkim w trakcie meczu.


  • Wini 4
    4 za frekwencję na treningach
    5- za frekwencję na meczach
    4 za grę
    Parę treningów opuścił przez skręconą kostkę. W pierwszej połowie sezonu grał strasznie, ale z każdym meczem się rozkręcał, zdobył MVP, a jego kontuzja pokazała jak wiele znaczy dla drużyny. Pełnił funkcje kapitana na boisku i był dla mnie "go to guy" we wszystkich pozaboiskowych sprawach dotyczących drużyny za co mu bardzo dziękuję.


  • Jastrząb 4
    2+ za frekwencję na treningach
    3+ za frekwencję na meczach
    5 za grę
    Oczywiście frekwencję psują mu popsute plecy które wyeliminowały go z gry. Wielka szkoda, bo kiedy był na boisku, wszystkim grało się łatwiej - nie bez powodu okrzyk Eteru często brzmiał "Jastrząb".


  • Dziki 4-
    3 za frekwencję na treningach
    3+ za frekwencję na meczach
    4 za grę
    Jasne, mogło być lepiej, ale tego oczekiwaliśmy po Dzikim "zatrudniając" go.


  • Marcin 4-
    3 za frekwencję na treningach
    3+ za frekwencję na meczach
    4 za grę
    Jasne, mogło być lepiej, ale tego oczekiwaliśmy po Marcinie "zatrudniając" go.
    Nie, to nie przypadek, ze oceniam ich tak samo. Obaj mieli podobną frekwencję i nie byli aż tak zobowiązani do bywania na treningach. Obaj grali nieźle. I tyle.


  • Piter 3+
    2+ za frekwencję na treningach
    5- za frekwencję na meczach (może nie bywał na wszystkich, ale za to przyjeżdżał na ławę kiedy było trzeba)
    3 za grę
    Niestety, ale zupełnie inaczej gra się w czwórkach z Kołtunem a inaczej w Eterze....


  • Gorzki 3
    3+ za frekwencję na treningach
    5- za frekwencję na meczach (nie byłem na dwóch pierwszych, kiedy nie mogłem nawet chodzić ;P)
    3 za grę
    Nie grało mi się dobrze w tym sezonie, kontuzje zupełnie mnie rozbiły i tyle.


  • Wilq 3-(4-)
    1 za frekwencję na treningach
    3+ za frekwencję na meczach
    4- za grę
    Na treningi nie chodził, bo musiałem wybrać termin który jemu nie pasował. Grał nieźle i w miarę regularnie, dopóki problemy zdrowotne go nie wyeliminowały z gry. Szkoda.


  • Rafał bez oceny
    Tak jak uprzedzał, nie dał rady z nami grać.


  • Maciek - bez oceny
    Nasz najświeższy nabytek nie dał nam jeszcze okazji do oceny.

środa, 20 stycznia 2010

Eter - Arm Volley 1:3

Nasz mecz o wszystko.
Wygrana zostawiała nam otwartą drogę do awansu, przegrana skazywała nas praktycznie na 4 miejsce.
Zaczęliśmy źle. Chłopaki nie kończyli, Wini jakoś nie przejawiał nadmiaru pewności siebie, środkowi nie nadążali za przeciwnikami.
Zostawaliśmy parę punktów w tyle, kiedy Wini uznał, że on się do porażki nie przyznaje i zasugerował wpuszczenie Pitera.
Zgodnie ze starą siatkarską zasadą, lepiej serwować gdy jesteś w grze niż wchodzić na zagrywkę, kazałem Winiemu najpierw zaserwować. Uparł się, że udowodni że to zły pomysł o mało nie strącając sędzi z drabinki.

Piter szału nie zrobił, zanim się zorientował co się dzieje na boisku przegrywaliśmy 16:22 chyba. Uznałem, że nie zaszkodzi się poruszać i pozwoliłem Szybie odpocząć.
O dziwo nagle zaczęło się coś dziać, a po chwili na zagrywkę poszedł Czajnik i odwrócił losy seta Przy kilku piłkach mieliśmy trochę szczęścia do farciarskich obron, co pozwoliło Czajnikowi kontynuować ośmieszanie przeciwników i seta udało się wygrać do 24.

Nikt się nie przejął krakaniem, że cały set byliśmy gorsi, a prędzej czy później przeciwnikom się przyfarci i zatrzymają Czajnika od razu.
No i się sprawdziło. Drugi i trzeci set przegraliśmy raczej gładko. Piter nie pomógł ani na rozegraniu w drugim secie, ani na skrzydle w trzecim.
Czajnik próbował szarpać i obudzić panienki ale nie bardzo mu się udało, a przeciwnicy widząc w jakiej dyspozycji są nasze skrzydła w ciemno nastawili się na powstrzymanie Czajnika.
Czwarty set to już totalna niemoc z naszej strony. Nie mając nic do stracenia, zmieniłem Pawła, ale niestety chwilę później Wini skręcił nogę.
Próbowaliśmy jeszcze coś podgonić, ale nasze pozorne sukcesy były bardziej efektem rozprężenia po drugiej stronie siatki, niż poprawy w naszej grze.

Szanse na miejsce premiowane czymkolwiek zostały nam tak iluzoryczne, że lepiej o nich zapomnieć, przeciwnicy musieliby się dogadać z wynikami tak aby nas premiowały.

Problem z naszą grą bierze się stąd, że na treningi przychodzi nas 5. Kilku gra coś jeszcze na czwórkach, ale reszta albo nie trenuje niczego, albo grywa jedynie z cieniasami, gdzie nabiera tylko złych nawyków i przyzwyczaja się do przeciwnika nie stawiającego oporu.
To naprawdę nie ma sensu.

Oceny:
  • Czajnik 6 Gdyby choć jeden z nas zagrał tak jak Czajnik to byśmy wygrali ten mecz. MVP w pełni zasłużony, ale równocześnie dowód, że nikt samemu meczu nie wygra.

  • Jastrząb nie pamiętam jego gry w meczu. Przepraszam.

  • Wygos Też niewiele pamiętam. Coś tam grał, coś tam atakował, błędów nie pamiętam ale szczerze się przyznaję, że nie zwracałem uwagi.

  • Wini 4+ Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek miał jakieś straszne zarzuty do Winiego, z drugiej strony nie zagrał tak jak w poprzednim meczu....

  • Piter 3+ na przyjęciu widać, że mało grywa. Na rozegraniu - nie rzucał źle, ale nie jest zgrany z chłopakami. Z resztą nic dziwnego- ostatni raz grał z nami na treningu 10.11.2009

  • Szyba Szyba powiedział, ze chciałby jak najszybciej zapomnieć ten mecz w soim wykonaniu. Nie tylko on.

  • Paweł Jeśli grał lepiej od Szyby to umknęło to mojej uwadze. Sprawiał wrażenie, jakby nie do końca się obudził i nie wiedział gdzie się znajduje.

  • Dziki 4+ Wpieprzał się innym w piłki, ale z drugiej strony, gdyby się nie wpieprzał, to wcale by nam na dobre nie wyszło.

  • Gorzki A mi się akurat fajnie grało. Wchodziłem tylko na końcówki, ale przynajmniej dzięki temu mogłem zagrać każdą akcję na 100%.

niedziela, 10 stycznia 2010

Mistrzowie Rozgrzewki - Gringos

nie dziwcie się tak. Próbuję zwiększyć grupę czytających bloga, zwłaszcza, ze spora część obu składów się powtarza.

Dla wprowadzenia: SLS czyli studencka liga siatkówki to zabawne rozgrywki, w których 4 punkty w każdym secie dostaje drużyna mająca w składzie przynajmniej jedna kobietę. Charming.

Mistrzowie Rozgrzewki oprócz zawodników o eterowym pochodzeniu: Gorzki, Dziki, Marcin, Mariusz, Lolek, posiadają w składzie: Ewę, Agnieszkę, Jolę, Anię, Ditta i Jakubka (heloł ;>)
W zeszłym sezonie (w trochę innym składzie) wygraliśmy te rozgrywki i nie wypada nie stanąć do obrony tytułu ;P

Po dobrym początku - 3 łatwych wygranych z najsłabszymi drużynami z ligi, natknęliśmy się na Gringos (w tym miejscu pozdrowienia dla Łukasza) - najmocniejszej jak na razie drużyny z jaką spotkaliśmy się w tych rozgrywkach.

Mecz był dosyć zacięty i przegrany 2:3 (punkty powiedzmy że:25:23, 24:26, 25:22, 14:25, 11:15. Mogę się trochę mylić, ale jakoś tak to wygląda). Pierwszy set kontrolowaliśmy, w drugim przyszło załamanie i zryw w końcówce niewiele pomógł. trzeci set bezpiecznie przeprowadzony. W czwartym secie umarłem kompletnie i chyba nie byłem odosobniony, bo oddaliśmy go bez walki, a tie-break zaczął się od festiwalu błędów z naszej strony (2 idealne piłki w górze zjebał lolek, jedna ditt, Dziki przyjął zagrywkę w kotarę i zaczęło się od 4-0) i za każdym razem gdy próbowaliśmy walczyć pojawiał się jakiś sabotażysta i psuł.

Moim zdaniem przegrana została spowodowana słabszą dyspozycją tego dnia i tym, że opadliśmy z sił w drugiej połowie spotkania. Głównym przejawem tego była mała ilość skończonych ataków.
Przyjęcie i obrona były ok, rozegranie - cóż, takie jak zawsze, nie najlepsze, ale naprawdę przywyknijcie do niego bo inne nie będzie.

Spróbuję dopasować moje slsowe opisy do blogowego systemu ocen:
  • Michał 4 Jedyny który kończył i który był w stanie skutecznie powalczyć na siatce. Jednakże ciągnięty w dół przez całą drużyne nie miał siły by odmienić grę całej ekipy.

  • Lolek 3+ Miał sporo błędów, ale nie więcej niż zwykle, za to przynajmniej dawał nadzieję, że coś skończy. Szkoda że zawodził w kluczowych momentach.

  • Ditt 2 Nie pamiętam niczego dobrego w jego wykonaniu.

  • Marcin bez oceny niewiele pamiętam z jego gry - 3 punktowe zagrywki w pierwszym secie, udany atak po taśmie w drugim, zjebana zagrywka w piątym - zbyt wybiórczo by właściwie ocenić.

  • Dziki 2 (atak) / (5-) obrona Wyciągał wszystko co chciał wyciągnąć. Gwoździ, co oczywiste, nie wkładał i nikt od niego ich nie wymagał, ale przyzwyczaił nad do mądrej gry i małej ilości strat, a w tym spotkaniu psuł w ataku na potęgę.

  • Aga i Ewa bez oceny Z ich gry po prostu niczego nie pamiętam.

  • Gorzki bez oceny nie bardzo wiem jak siebie ocenić..... Nieźle w przyjęciu, poprawnie w obronie, tak sobie w rozegraniu póki starczyło mi sił. A potem to żal i porażka....


17.02, o ile w ześniej nie będzie znaczących niespodzianek zagramy mecz o awans - z WTF Team.