Kalendarz

środa, 9 czerwca 2010

Mecz o wszystko: Eter - Żiby 3:1

Większość obserwatorów drugiej ligi spodziewała się w tym meczu zwycięstwa (i to raczej wysokiego) dawnej Banieczki, przemianowanej na Żiby.
Tym bardziej, że nie można się już było spodziewać niefrasobliwego podejścia dawnego pierwszoligowca (jak w meczu z Weź Pigułkę na który stawili się w piątkę). W zależności od wyniku zarówno my jak i Żiby mogliśmy ukończyć rywalizacje na dowolnym miejscu od pierwszego do czwartego.

Zgodnie z tradycją w pierwszy set weszliśmy ospale i bez zaangażowania. Byle jakie przyjęcie, zero ruchu w obronie, nie działający blok - wszyscy starali się nie tylko dopasować, ale nawet przebić Winiowe rozegranie.
Nie chce mi się o tym secie pisać, wszyscy domyślają się, że ten set przegraliśmy sromotnie i tyle niech wystarczy.

W drugim secie nic nie zapowiadało zmiany. Na początek przeciwnicy nam odskoczyli na kilka punktów, doszliśmy ich na 2 w okolicach 13:15 i mogło się wydawać, z e wyrównana walka to wszystko na co nas stać. Dla mnie osobiście najbardziej frustrujące było pranie mózgu jakie mi zaaplikowano (zgodnie z definicją Czajnika, pranie mózgu jest wtedy, kiedy jesteś nagradzany za błędy i karany za to co robisz dobrze). Nie zmyślam i nie przesadzam, ale w drugim secie KAŻDA akcja rozpoczęta moim słabym/niedokładnym przyjęciem dawała nam od razu punkt, w pierwszej akcji. 2 piłki przebite na drugą stronę siatki wylądowały w taśmie i na aucie, za szybka piłka pół metra nad głową Winiego, została przez niego strącona zamieniając się w idealną kiwkę, "antydogrania" poza boczną linie wystawiane przez skrzydłowych kończyły się atakami na rozrzuconym bloku.
Równocześnie wszystkie moje idealne dogrania (wszystkie cztery ;p) kończyły się atakami podbitymi lub (w większości) zepsutymi.

Nie tylko ja miałem z resztą ten problem, wszystkie wystawy Łukasza (taaa, gdzieś w środku seta zmienił Winiego) były złe, albo w najlepszym wypadku takie sobie - co nie przeszkodziło naszym atakującym zacząć ni z tego ni z owego kończyć 90% piłek.

Przebieg seta odmienił tradycyjnie Czajnik. Przegrywaliśmy 19:22, zdobyliśmy punkt, potem Czajnik, 3 zagrywki i prowadzenie 23:22.
Agonia i mozolne wspinanie się punkt za punkt trwały dłuższą chwilę, ale na szczęście nie daliśmy sobie odebrać zwycięstwa, wygrywając coś w okolicach 29:27.

W kolejnym secie zanotowaliśmy kolejny postęp i zaczęliśmy od prowadzenia dość wysokiego - nie pamiętam już 8:3 czy 12:5. Wreszcie nasza gra zaczęła jakoś wyglądać, Szyba wyciągał kiwki, Wygos nie tylko stał się murem nie do przejścia (do czego nas już przyzwyczaił) ale nawet zaczął kończyć - i to widowiskowo - niektóre ataki. Parę podpowiedzi Darii, trochę szczęścia chwilami i nasze prowadzenie nie było ani przez moment zagrożone, mimo, że pozwoliliśmy przeciwnikom zniwelować część naszej przewagi.
Osobiście pamiętam tylko, że przeciwnicy strasznie mnie omijali kiwkami i zagrywkami, na tyle, że między naszym 10 a 20 punktem nie dotknąłem piłki chyba więcej niż 2 razy. Nic dziwnego więc, że gdy nagle zaczęli grać na mnie, mój pierwszy kontakt z piłką skończył się strata punktu - na szczęście kolejne były już ok.
Koniec końców wygraliśmy tego seta w miarę bezpiecznie.

Czwarty set był absolutnie decydujący - kto go wygra, gra w I lidze, kto go przegra gra w barażach.
Zaczęło się świetnie - od prowadzenia 8:3. Chwilę później było 8:7. Obie drużyny przeplatały niedokładne i nie przygotowane akcje w ataku, z zagraniami na czystej siatce lub blokiem rozrzuconym niczym gnój po polu. Zdarzały się sytuacje, gdy do ataku ze skrzydła skoczył tylko Wygos, 1.5 metra od atakującego.

Po którejś z rzędu akcji gdy piłka przeleciała jakąś dziurą w bloku usłyszałem: "Gorzki, proszę cię, żebyś do następnej takiej piłki się rzucił, wszystkim będzie przyjemniej". No co było robić, piłka po bloku przeleciała mi wysokim łukiem nad głową, zrobiłem 4 kroki, wyczyściłem 2 metry parkietu żeby to ładnie wyglądało ale bez nadziei na sięgnięcie piłki i z zamkniętymi oczami machnąłem ręką gdzieś w odpowiednim kierunku. Zdumiewające ale podziałało, piłkę ktoś odbił niedaleko kotary, zdążyliśmy ustawić się do kolejnej akcji, atak zupełnie bez bloku, ale nakręcony wydarzeniem sprzed chwili wiedziałem, że to też wyjmę - i wyjąłem. Gdyby sufit był 20 cm wyżej bym się tą akcją pewnie do końca życia chwalił, a tak..... A tak się chwalę tylko tutaj ;P

Być może jednak Czajnik miał rację i ta akcja uskrzydliła nam drużynę, a może po prostu tak niezorganizowana chaotyczna gra bardziej odpowiadała nam niż przeciwnikom, ale systematycznie budowaliśmy niewielką przewagę i dowieźliśmy ją spokojnie do końca.

Wygrywając mecz 3:1 udało nam się awansować do I ligi.

Kazali mi napisac oceny więc piszę:

  • Wini 3
    grał w swoim stylu. Dodatkowo usiłował zniszczyć Szybę doszczętnie w pierwszym secie. Za kazdym razem gdy rzucał Szybie piłkę za plecy słyszał "blizej siatki" a grał dalej od siatki.

  • Łukasz 3+ (za grę) 4+ (za efekt)
    w końcu piłka nie musi być taka, jaką atakujący by chciał, tylko taka, żeby ją skończył. I to mu wychodziło, ku niezmiernemu zdumieniu przede wszystkim atakujących.

  • Czajnik 5 właściwie samodzielnie uratował nam drugiego seta, założył widowiskową czape Kołtunowi, po której Kołtun żeby uniknąć kolejnego takiego upokorzenia, wolał walić w siatkę.

  • Wygos 4+
    Wygos po prostu postawił ŚCIANĘ nie do przebicia. Dołożył do tego zarąbiastą krótką w trzeci metr, a największą wadę Wygosa - odpuszczanie bloku na lewej stronie - Daria wykryła i naprawiła zanim ją zauważył przeciwnik. Niemniej zdarzaly mu sie wpadki jak przepuszczona między rękami krótka w trzeci metr czy kilka bloków do kótrych nie skoczył lub skoczył zostawiając metrową dziurę.

  • Andrzej 4+
    może mniej widowiskowy w bloku ale za to o wiele bardziej solidny w bloku i w ataku od Wygosa.

  • Szyba 4
    trochę nieruchawy w obronie (pomijając wyjmowanie wszystkich skrótów po lewej stronie), ale nie dał się zniszczyć Winiemu, co więcej, dzięki początkowym trudnościom uratował całkowicie moja grę w tym meczu (widząc, że jest ktoś do kogo inni przyczepią się bardziej niż do mnie, zacząłem grać lepiej). Nie dał się jednak złamać i zaczął grać lepiej stając się w końcu pewnym punktem w ataku.

  • Krzysiek 4+
    przeciwnicy nie byli w stanie znaleźć na niego sposobu.

  • Gorzki 3+ (za grę) 5- (za efekty w drugim secie)
    tak sobie mi się grało, przyznaje bez bicia, ale błędy grube (strata punktu przez zjebanie nie-trudnej piłki) zdarzały mi się raczej rzadko. Można by sie przypieprzyc do mojej postawy w drugim secie, ale śmiem twierdzić, że gdyby nasza skuteczność z piłek dogranych dobrze i z piłek dogranych źle, pozostała bez zmian, a wszystkie piłki dograłbym idealnie, to Czajnik nie dostał by okazji na odwrócenie losów meczu bo seta przegralibyśmy ze 3 piłki wcześniej. Ale czemu się dziwić, gdybym nie miał farta w siatkówce, to w ogóle bym u nas nie grał ;P